KATALONIA
Podczas każdych odwiedzin w Cuence staramy się znaleźć czas, aby zwiedzić nowy kawałek Hiszpanii. Oczywiście zaczynaliśmy od popularnych, "turystycznych destynacji", ale przyszedł czas, aby zwiedzić miejsca, gdzie raczej nie docierają biura podróży. Jeżeli idzie o Katalonię, to byliśmy w Barcelonie, Gironie i Montserrat, a teraz kolej na mniej popularne okolice.
Figueres (hiszp. Figueras) – miasto i gmina w Katalonii, w comarce Alt Empordà w prowincji Girona.
Powierzchnia Figueres wynosi 19,31 km², a liczba ludności zgodnie z danymi INE z 2006 roku – 39 641.
Figueres to miejsce urodzenia i śmierci Salvadora Dalí oraz siedziba Teatru i Muzeum Salvadora Dalí. (wg Wikipedii)
Figueres leży w odległości około 140 km od Barcelony.
Ta aleja platanowa to Pasaż La Rambla, który znajduje się w centrum miasta. Nazwa ulicy taka sama jak sławnej ulicy w Barcelonie, ale jest to częsta nazwa w Katalonii. Przewodniki zalecają, aby stąd rozpocząć spacer po Figueres, więc stąd zaczynamy i kontynuujemy spacer kierując się w stronę Muzeum Dali.
Żeby nie było wątpliwości. Tu jest Katalonia!
W tym miejscu muszę przytoczyć anegdotę dotyczącą dumy narodowej Katalończyków. Katalonia jest najbogatszą autonomią w Hiszpanii i prawie wszyscy Katalończycy wytykają reszcie Hiszpanów, że są na utrzymaniu Katalonii. Wiadomo, że z tego powodu nie są zbyt lubiani przez pozostałych Hiszpanów i z wzajemnością. Podczas Mistrzostw Świata w Piłce nożnej w 1982 roku w Barcelonie, zdarzyło się tak, że Katalończycy kibicowali Polakom, a nie Hiszpanom. Być może było tak z uwagi na stan wojenny w Polsce, ale podobno odtąd Hiszpanie nazywają Katalończyków "Los Polacos" i chyba nie jest to pochlebne. Co prawda pewna Katalonka tłumaczyła nam, że jednak jest to pochlebne, gdyż Katalończycy są tak pracowici, jak Polacy. Może tak, a może nie. Jedno jest pewne - ta Katalonka była dla nas miła.
Na schodach prowadzących do muzeum stoi niepokojąca rzeźba. Mężczyzna z wyraźnie widocznym atrybutem, ale bez wnętrza i z biustem na plecach? Takie rzeczy tylko u Salvadora Dali. Muzeum musi być już blisko.
Muzeum Salvadora Dali w Figueres. Zewnętrzne mury zdobi swojego rodzaju attyka składająca się ze złotych figurek (trochę przypominających statuetkę "Oskara"), oraz z ogromnych białych jaj. Podejrzewam, że Dali zaprojektował to ot tak - "dla jaj".
Muzeum Dali jest największym na świecie muzeum surrealizmu, zaprojektowanym przez Salvadora Dali.
Rzeźba przed wejściem do muzeum zapowiada czego spodziewać się wewnątrz.
W patio wewnątrz muzeum, stoi Cadillac z rzeźbą kobiety na masce samochodu, nie wiem czy jest to jakaś alegoria, ale wszyscy oglądają to z wielkim zainteresowaniem.
Po wejściu do pomieszczenia ze szklaną kopułą można zobaczyć obraz, który trudno sfotografować, gdyż zawsze będzie nieostry. Jest to obraz namalowany przez Salvadora Dali. Patrząc "normalnie" wygląda jakby było tam kilka postaci, ale po zmrużeniu oczu można ujrzeć twarz Abrahama Lincolna. Na zdjęciu powyżej, można się domyśleć Lincolna. Widocznie mój obiektyw trochę "zmrużył oko".
Bardzo oryginalny jest pokój, w którym jak w każdym pokoju znajdują się na ścianie obrazy, a na środku stoi kanapa - co prawda w kształcie ust, ale u Dalego to przecież "normalne". Znajduje się tam również coś w rodzaju antresoli z dużym szkłem powiększającym...
... gdy spojrzy się przez to szkło można zobaczyć twarz kobiety. Jest to twarz Mae West - amerykańskiej aktorki z końca lat 30 dwudziestego wieku. Jednak Dali nie pokazał tutaj najważniejszego jej atrybutu, a mianowicie Mae West miała tak olbrzymi talent (a raczej dwa talenty), że amerykańscy piloci w czasie II wojny światowej nazwali jej imieniem nadmuchiwane kamizelki ratunkowe. "Maywestki" uratowały życie niejednego pilota!
Jest parę obrazów w tym muzeum, które zapewne niejeden konserwatysta powiesiłby je na ścianie swojego domu z wielką przyjemnością.
Czy to jest kopia, czy plagiat?
Eksponat w Muzeum Biżuterii Salvadora Dali.
Muszę przyznać, że zazwyczaj średnio interesują mnie muzea, ale to muzeum zrobiło na mnie tak niezwykłe wrażenie, że choć byłem tu po raz drugi, to oglądałem eksponaty z wielką przyjemnością.
Zwracam tylko uwagę, że ten facet na zdjęciu powyżej nie jest eksponatem. Póki co...
Naszym celem po wyjeździe z Figueres było Carcassonne. Ale tak po autostradzie? Nudno. Świetnym miejscem na odwiedziny "po drodze" będzie zatem Cadaques.
Cadaqués – gmina i miasto w Hiszpanii, w comarce Alt Empordà, w prowincji Girona, w Katalonii, o powierzchni 26,52 km². W 2011 roku gmina liczyła 2935 mieszkańców.
Położona na skalistym półwyspie Cap de Creus, zbudowanym głównie ze skał metamorficznych. (wg Wikipedii)
Poniżej link do strony, która wyczerpująco informuje o Cadaques
Droga do Cadaques dostarcza wiele wrażeń, gdyż jest wąska i bardzo kręta (przynajmniej na ostanim odcinku). O tym jak wąska i kręta świadczy fakt, że nie docierają tam autobusy z wycieczkami. Na szczęcie jest tam miejsce na punkt widokowy, z którego można zrobić zdjęcie miasteczka.
Na zdjęciu powyżej w dole widoczne miasteczko Cerbere we Francji.
Z Cadaques do granicy z Langwedocją (Francja) jest w linii prostej jest ok. 20 kilometrów. Ale przypuszczam, że jadąc wzdłuż urwistego wybrzeża malowniczymi serpentynami odległość do pokonania jest dwa razy większa (z emocji zapomniałem spojrzeć na licznik w samochodzie). Dla mnie było to najdłuższe kilkadziesiąt kilometrów jakie pokonałem prowadząc samochód. Francję od Hiszpanii dzielą Pireneje i właśnie pokonaliśmy końcówkę tego pasma.
W ogólnym pojęciu Francja jest na wyższym poziomie gospodarczym niż Hiszpania. Być może, ale nie widać tego patrząc na stan dróg w tym rejonie. Wyjeżdżając z Hiszpanii wąską i krętą drogą (góry), o dobrej nawierzchni, na granicy z Francją widzimy ostrzeżenie "Chausee deforme" (drogowcy wszystkich krajów łączcie się!) i wjeżdżamy nagle na drogę pełną dziur. O takiej różnicy w jakości nawierzchni mogą mieć tylko pojęcie ci, którzy wjeżdżali kiedyś z Polski do ZSRR, albo obecnie jechali drogą z Odessy na pobliskie lotnisko.
Późnym popołudniem docieramy do Carcssonne.
Carcassonne w naturalny sposób dzieli się na część górną - warowną zwaną La Cite, raz część dolną Ville Basse.
Rano ukazuje nam się widok na zamek z tarasu naszego hotelu. Będzie dobrze, gdyż deszcz nie pada, a że jest dosyć wcześnie to w pierwszej kolejności decydujemy się na spacer po dolnej części miasta.
Carcassonne - Ville Basse, jest średnio ciekawe do zwiedzania, szczególnie po pełnych uroku miasteczkach w Hiszpanii.
Przy ulicy prowadzącej na zamek spotykamy ciekawy fragment elewacji.
Przy zwodzonym moście wita nas posąg pani Carcas, która była żoną saraceńskiego króla Balaacka. Karol Wielki nie mogąc zdobyć miasta postanowił wziąć je głodem. Po pięciu latach oblężenia wyginął niemal cały garnizon. Pani Carcas ustawiła kukły żołnierzy i sama strzelała z łuku do oblegających. Ostatnią świnię utuczyła resztkami zboża i wyrzuciła ją na zewnątrz co miało świadczyć o dostatku żywności w twierdzy i zniechęciło Franków do dalszego oblegania. Podczas odwrotu kazała zatrąbić, na co jeden z rycerzy powiedział do Karola Wielkiego "Panie, Carcas cię przyzywa!" - stąd wedle legendy bierze się nazwa miasta.
Legenda jak legenda, ale patrząc na popiersie pani Carcas można podejrzewać, że jej to chyba głód nie dotknął.
Wszystkie przytoczone tu informacje na temat zamku i miasta pochodzą ze "Złotej księgi - Carcassonne i zamki Katarów " wyd. Bonechi.
Dwa pierścienie murów obronnych z 52 basztami otaczają małe miasteczko wewnętrzne. W miasteczku tym toczy się zwykłe życie codzienne.Znajdują się tu sklepy, hotele, restauracje, kościoły i oczywiście stare kamieniczki w których nadal mieszkają ludzie.
Późnym popołudniem kończymy zwiedzanie z siatkami pełnymi zakupów.
Ostatnie zdjęcia zamku z tarasu hotelowego. Podobno z różnych okazji odbywają się tu imprezy typu "światło i dźwięk". Musi to być imponujące, gdyż w tej konkurencji Francuzi są nie do pokonania, co pokazali podczas zakończenia mistrzostw świata w piłce nożnej w Paryżu, a takie pokazy można codziennie obejrzeć w "Futuroscope" koło Poitiers.
Podsumowując wizytę w Carcassonne należy wspomnieć, że miasto to zamieszkiwali Katarzy, dlatego w 1208 roku stało się celem wyprawy krzyżowej przeciwko Katarom, podczas której zamordowano kilka tysięcy mieszkańców Carcasonne..
Szczegóły na temat Katarów można znaleźć na stronie:
Besalú – gmina w Hiszpanii, w prowincji Girona, w Katalonii, o powierzchni 4,77 km². W 2011 roku gmina liczyła 2427 mieszkańców.
U góry: widok na Pireneje w okolicach Besalu.
Besalú powstało w X wieku, gdy zbudowano zamek. W średniowieczu było ważnym ośrodkiem handlowym, w którym wytwarzano buty i wyroby tkackie. Najbardziej charakterystycznym zabytkiem jest most warowny oraz mykwa, której ruiny odkryto w 1964 roku. (wg Wikipedii)
Besalu - XI wieczny most obronny ponad rzeką Fluvia.
Garrotxa, także La Garrocha – comarca (powiat) w północnej Hiszpanii w regionie Katalonia w prowincji Girona. Zajmuje powierzchnię 735,4 km² i liczy 59 286 mieszkańców. Siedzibą comarki jest miasto Olot.
W zachodniej części comarki, wokół miejscowości Olot i Santa Pau, znajduje się ok. 40 dobrze zachowanych stożków wulkanicznych, z których najbardziej znane, to Volcán de Santa Margarita i Croscat. Obszar ten obejmuje Parque natural de la Zona Volcánica de la Garrocha o pow. 120,07 km². Wulkany zbudowane są z lapilli, pumeksu, scorii, popiołów wulkanicznych, pyłów) z bombami wulkanicznymi, natomiast w dolinach rzek znajdują się potoki wulkaniczne zbudowane z bazaltu.
Działalność wulkaniczna rozpoczęła się ok. 700.000 lat temu, a ostatnia erupcja miała miejsce 11.500 lat temu, czyli odbywała się w plejstocenie. (wg Wikipedii).
Wyprawa do Garrotxa początkowo była głównym punktem naszej wycieczki, a cała reszta została zaplanowana "przy okazji". W trakcie podroży okazało się, że same wulkany są interesujące, lecz pozostałe miejsca są nie mniej interesujące.
Celem naszej wycieczki jest la Zona Volcànica, czyli wygasłe wulkany, których jest 40. Jest to wszystko świetnie zorganizowane. Przy parkingu jest punkt informacyjny, gdzie miła pani informuje, że jest trzy trasy różniące się długością i stopniem trudności. Dziwi się, gdy wybieramy opcję ambitną tj. trasę długości 10 kilometrów. Trasa przebiega przy pozostałościach wulkanów - kraterów i stożków. Trasy są w zasadzie łatwe i na wielu odcinkach trasy o różnej trudności pokrywają się ze sobą.
Wszystkie trasy prowadzą do wulkanu Santa Margarida. Po drodze spotykamy ciekawą kapliczkę wykonaną z dużego kawałka lawy.
Szlak częściowo wiedzie drogami użytkowanymi przez mieszkańców i często mijamy małe wioski.
W dole krateru wulkanu Santa Margarida widoczny jest mały kościółek, który jest jednym z punktów turystycznych.
Sielski widok z widocznymi w tle ośnieżonymi szczytami Pirenejów.
Zbocza wulkanów zostały uformowane w wyniku wyrzutów lawy bazaltowej.
Wracamy drogą, której nawierzchnia wykonana jest z żużla lawowego. W tej sytuacji tabliczka zabraniająca wynoszenia lawy z terenu La Zona Vulcanica wygląda wręcz śmiesznie. Wszystkie drogi w gminie utwardzone lawą, a jak weźmiesz garść w kieszeń to popełniasz przestępstwo! Na wszelki wypadek sprawdzamy, czy nic nie przykleiło się do podeszew.
Peratallada – miasteczko w Hiszpanii, w prowincji Girona, w Katalonii, o powierzchni 21,72 km². W 2006 roku miejscowość liczyła 437 mieszkańców.
Najbardziej charakterystycznym zabytkiem Peratallady jest kościół św. Szczepana w stylu romańskim (wg Wikipedii).
Peratallada znajduje się w odległości 22 kilometrów na wschód od Girony. Nazwa pochodzi z pedra tallada, co znaczy rzeźbiony kamień. Obecnie Peratallada jest znana z pięknych kamiennych budynków w których są malownicze korytarze służące jako połączenie ulic, oraz piękne podcienia.
Wikipedia mówi zwięźle, ale ja stwierdzam, że jest to najbardziej fotogeniczne miasteczko jakie spotkałem Po prostu samo się fotografuje! O tym ktoś wceśniej to docenił, świadczy fakt, że w 1991 roku został tutaj nakręcony film "Robin Hood - Książę Złodziei".
Comments