top of page

ETIOPIA 2013

  • Zdjęcie autora: Jerzy Kuśmierczyk
    Jerzy Kuśmierczyk
  • 20 wrz 2013
  • 12 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 28 lut 2023


"Addis Abeba (po amharsku - Nowy Kwiat) – największe miasto i stolica Etiopii. Położone jest w centrum kraju, na wysokości ok. 2400 m n.p.m. na Wyżynie Abisyńskiej, u podnóża wygasłego wulkanu Entoto.

Ocenia się, że mieszkańcy miasta stanowią mieszankę ok. 80 narodowości; spośród nich wybijają się społeczności chrześcijańska i muzułmańska a język dominujący spośród ponad 80 języków występujących w całej Etiopii to amharski.

Miasto założył w 1887 roku cesarz Menelik II jako prezent dla swojej żony Taitu Betul. Miejsce na miasto wybrała cesarzowa, była to pustynna i słoneczna równina Finfinnie, słynąca z gorących źródeł siarkowych, ponoć znakomitych na cerę. Początkowo miasto zostało założone na górze Entoto na wysokości 3200 m n.p.m., lecz ze względu na zimniejszy klimat (około 10-12 stopni w miesiącach czerwiec-sierpień) oraz brak wody ludność przeniosła się w tereny położone o 800 metrów niżej. W roku 1889 Addis Abeba została stolicą państwa" (wg Wikipedii)

Wg mojej opinii Addis Abeba nie jest zbyt atrakcyjnym miastem. Nie widziałem tu zabytków w rozumieniu europejskim, gdyż miasto jest zbyt młode, a afrykański styl zarządzania miastem nie zachęca do zwiedzania.

Zaczynamy zwiedzanie!

Naszym pierwszym celem jest Góra Entoto. Entoto góruje nad Addis Abebą. Na górze tej znajduje się zespół zabytków.

Jadąc do góry stromym podjazdem mijamy małe wioski i pracujących ludzi.

Etiopia jest jednym z najuboższych krajów świata i widać to na każdym kroku. Jest to nieco deprymujące, gdy widzi się ogrom tej biedy.

Podczas jazdy ukazuje się lekko zamglony widok Addis Abeby leżącej u stóp Entoto. Jadąc w kierunku szczytu ukazuje się nam tablica z informacją, że właśnie tu znajdują się świątynia, muzeum i pałac cesarza.

Za bramą ukazuje się nam kościół Świętej Marii. Nie wygląda zbyt imponująco, ale jest to miejsce święte dla Etiopczyków.

Pałac cesarski.

Zaskakuje nas informacja, że była to siedziba Menelika II. Wyjaśniono nam, że cesarz wybudował ten "pałac" jako tymczasową siedzibę podczas budowy Addis Abeby i dlatego obecnie jest traktowany jako cenny zabytek.

Strażnik cesarskiego pałacu żegna nas z uśmiechem.

Etiopskie Muzeum Narodowe

Jest to najważniejsza placówka muzealna w kraju. Zgromadzono tu przedmioty dotyczące historii Etiopii, oraz znaleziska związane z pochodzeniem człowieka. Głównym eksponatem są fragmenty szkieletu "Lucy"

Brak zabezpieczenia tych resztek szkieletu, oraz widoczny brak dbałości o eksponaty potwierdzałyby miejscową plotkę, że te fragmenty są kopią, a oryginał został wywieziony do Ameryki.

Lucy Australopithecus - afarensis, żyła 3,2 mln lat temu i była jak twierdzą niektórzy naukowcy jednym z pierwszych przedstawicieli człowieka. Australopithecus afarenis znaczy „małpa południowa z Afaru“. Już w tej nazwie czuje się pewną wątpliwość, czy był to naprawdę przodek człowieka. Jest pewna grupa naukowców, którzy twierdzą, że nie można uważać australopiteków – jako "pierwszych ludzi", gdyż miejsce ich zajęli Homo ergaster i Homo erectus, a więc Lucy nie jest naszą babcią. Uff. Ulżyło mi, bo nie podoba mi się taki przodek jak Lucy.

Tablica poglądowa ilustrująca dużą wyobraźnię naukowców. Model ten zbudowano na podstawie fragmentów zaznaczonych ciemniejszym kolorem.

W całej Etiopii podziwiałem obrazy o tematyce religijnej, wyglądające dość prymitywnie, ale są bardzo ujmujące. Motyw obrazu jest łatwo rozpoznawalny dla każdego chrześcijanina.

Muzeum Etnologiczne mieści się w dawnym pałacu ostatniego cesarza Etiopii Haile Selassie I. W komnacie cesarza można zobaczyć łoże cesarskie i inne przedmioty wystroju wnętrza.

Był 26 września i trafiliśmy na wigilię święta Meskal, które upamiętnia odnalezienie Prawdziwego Krzyża przez cesarzową Helenę.

W Etiopii przetrwało chrześcijaństwo w formie najbardziej zbliżonej do pierwotnego i obrzędowość znacznie odbiega od współczesnego chrześcijaństwa. Spotkaliśmy procesje, które prowadzą kapłani w kolorowe szatach. Wszyscy wierni udawali się w jedno miejsce śpiewając, modląc się i wybijając rytm. Na ulicach układa się w piramidę gałęzie i ozdabia kwiatami w kształcie krzyża. Następnie stos jest podpalany. Ludzie tańczą wokól ognia. W głównych uroczystościach oprócz wysokich kapłanów bierze udział prezydent Etiopii (chyba socjalista). Wszystko to jest transmitowane przez telewizję.

Tak jak wszędzie, również w Addis Abebie są lokale dla klasy średniej, a może wyższej.

Mam mało zdjęć ukazujących miasto, dlatego że nasza wycieczka nie miała w programie samodzielnego "wędrowania" po mieście i chyba dobrze, bo próba samodzielnego spaceru skończyła się szybkim powrotem do hotelu. Chyba nic nam nie groziło, ale trzeba posiadać specjalne cechy charakteru, aby znieść stałe towarzystwo grupy podrostków żebrzących o pieniądze.

"Aksum – miasto w północnej Etiopii, w regionie Tigraj, w odległości ok. 50 km od granicy z Erytreą; 41 tys. mieszkańców, z czego znaczna większość wyznaje chrześcijaństwo i należy do Kościoła etiopskiego. Aksum jest także świętym miastem tego Kościoła. Zostało założone ok. V wieku p.n.e.; było stolicą królestwa Aksum – pierwszego państwa etiopskiego, a także miejscem koronacji cesarzy Etiopii. Ze względu na wartość historyczną, pozostałości starożytnego miasta zostały w 1980 roku wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO." (wg Wikipedii)

Przy głównej ulicy spotkaliśmy targ pod rozłożystym drzewem (chyba baobabem).

Docieramy na miejsce pozostałości słynnych obelisków i przypadkowo trafiliśmy na ceremonię weselną.

Najpierw pojawili się heroldowie, którzy trąbiąc obwieszczają jakieś wielkie wydarzenie.

Na młodą parę czekała kareta w kształcie łóżka!

Były matrony bogato zdobione...

...i sympatyczne druhny uczesane wymyślnie.

Orszak weselny przybył samochodami osobowymi i ustawił się do zdjęcia na tle obelisków.

Para młoda odjechała w łóżku... Może był ciekawy dalszy ciąg, ale niestety tego już nie widziałem.

Po weselnych atrakcjach przystąpiliśmy oglądanie ruin. Obeliski okazały się mniej atrakcyjne niż oglądanie wesela.

"Obelisk z Aksum – sjenitowa, monolityczna stela o wysokości 23 m i wadze ponad 100 ton, wzniesiona w ok. IV wieku przez władców starożytnego państwa Aksum w mieście Aksum (Axum) na terenie dzisiejszej Etiopii. Obalona najprawdopodobniej pod koniec X wieku, rozpadła się przy upadku na pięć części. W 1937 roku wywieziona do Włoch przez faszystowskich okupantów. Zwrócona Etiopii w kwietniu 2005 roku i odrestaurowana w miejscu oryginalnej lokalizacji, odsłonięta we wrześniu 2008. (wg Wikipedii)

Widok na Axum, katedrę i obeliski.

Kaplica Tablic – Według tradycji etiopskiego kościoła przechowywana tu jest Arka Przymierza, której nikt nie może oglądać - nawet najwyżsi kapłani. Podobno strażnik, który spojrzał na Arkę Przymierza kompletnie oślepł. Postąpił bardzo nierozważnie, bo jak był taki ciekawy to mógł przecież popatrzeć jednym okiem.

Kościół Matki Bożej z Syjonu.

Wewnątrz Kościoła Matki Bożej z Syjonu jest wystawiona kopia Arki Przymierza. Pozostaje tajemnicą na podstawie czego zrobili tę kopię, skoro jedyny, który ją widział - oślepł.

Za drobną opłatą można obejrzeć i sfotografować pismo święte wykonane ponad tysiąc lat temu.

W Axum byliśmy w dniu Archanioła Michała. Już w nocy słyszeliśmy za oknem śpiewy przypominające śpiew muezzina. Okazało się, że to rozpoczęła się msza, która miała trwać przez cały dzień.

Wstaliśmy wcześnie rano i już o 6.00 byliśmy w świątyni na górze gdzie spotkaliśmy pierwszych ludzi zdążających na mszę.

Na wzgórzu ujrzeliśmy kościół Archanioła Michała otoczony tłumem wiernych.

Nie wiem z jakich powodów część ludzi zatrzymuje się przed ogrodzeniem i tam pozostaje.

Ze wzgórza świątynnego świetnie widać jak ze wszystkich stron ściągają wierni ubrani w białe szaty idący jeden za drugim przez co z daleka podobni do białej gąsiennicy. Wygląda to trochę nierealnie.

Ten osobnik z kałachem nie będzie nas odstępował przez cały czas naszego pobytu w tym miejscu. Nie wiadomo, czy nas chroni, czy chroni święte miejsce przed nami. Był bardzo uprzejmy.

To podobno są kandydaci na kapłanów, o czym świadczy krzyż na czole. Przygotowanie do stanu kapłańskiego trwa podobno trzydzieści lat, więc trzeba wcześnie zaczynać.

Myślę, że ta malutka nie myśli o żadnych przygotowaniach, tylko po prostu patrzy na ten dziwny świat wokół siebie.

Wspólne pożegnalne zdjęcie z nowopozyskanymi przyjaciółmi pod czujnym okiem opiekunów.

"Lalibela – miejscowość w Etiopii, leżąca na wschód od jeziora Tana, na pograniczu Wyżyny Abisyńskiej i Kotliny Danakilskiej.

Lalibela jest świętym miejscem Etiopskiego Kościoła Ortodoksyjnego, do którego zmierzają liczne pielgrzymki chrześcijan. Słynie z jedenastu wykutych w litej skale monumentalnych kościołów, zbudowanych najprawdopodobniej na zlecenie cesarza Lalibeli (1181–1221) w XII–XIII wieku.

W 1978 roku wykute w skale kościoły Lalibeli wpisano na listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO.W okresie średniowiecza miasto nazywało się Roha i było stolicą królestwa dynastii Zagwe obejmującego tereny obecnej Etiopii w X–XIII wieku. Obecna nazwa miasta została nada mu na cześć negusa Etiopii z dynastii Zagwe – Lalibeli, który miał założyć tu nową stolicę królestwa i zlecić w mieście budowę kościołów z zamiarem stworzenia „Nowej Jerozolimy” po tym jak muzułmanie zablokowali drogi pielgrzymkowe do Jerozolimy.

Lalibela znaczy "pszczoły uznały jego władzę". Według legendy po narodzinach cesarza otoczył go rój pszczół, co jego matka uznała za znak i zapowiedź, że będzie w przyszłości negusem, królem królów Etiopii. Sprawujący wówczas władzę brat przyszłego cesarza otruł Lalibelę w obawie o utratę tronu. Lalibela zapadł jednak w trzydniowy sen, podczas którego aniołowie zanieśli go do nieba, a Bóg odesłał go na ziemię z poleceniem budowy kościołów i wysłał aniołów, by pomogli w budowie, pracując w nocy." (wg Wikipedii)

Etiopię odwiedziliśmy we wrześniu, a w tym rejonie jest to pora zimowa, co przekłada się na opady deszczu, a co za tym idzie jest mnóstwo zieleni. Zobaczyliśmy na własne oczy "Zielone wzgórza Afryki" (K. Blixen)

Kościoły wykute w skale robią niesamowite wrażenie.

Ten krzyż jest ze złota i podobno waży kilka kilogramów. Mówi się, że został skradziony, a potem zwrócony do świątyni.

Ci mnisi modlą się 24 godziny na dobę. Oczywiście skład zespołu się zmienia rotacyjnie, ale modły z towarzyszeniem bębna trwają nieprzerwanie. W naszej obecności nastąpiła zmiana grającego na bębnie. Odbyło to się sprawnie bez zgubienia rytmu. Jest to ich sposób na głoszenie Chwały Bożej.

Ten mnich całe życie mieszka w widocznej tu norze. Na moją prośbę zaprezentował swój krzyż etiopski ze złota. Jako jedyny z godnością odmówił przyjęcia napiwku. Rozstaliśmy się po uciśnięciu dłoni. (W Etiopii uścisk dłoni jest możliwy tylko między równymi sobie).

Dla mnichów pieczary wokól kościołów są miejscem stałego zamieszkania, dlatego można ich zastać przy bardzo prozaicznych czynnościach.

Na zdjęciach górnym i dolnym widzimy najsławniejszy w Lalibeli, kościół św. Jerzego (Biete Ghiorgis).

Kościół świętego Jerzego (Biete Ghiorgis), widok z góry.

W Lalibeli są nie tylko kościoły. Spotyka się również sklepy z pamiątkami.

Życie codzienne toczy się tuż przy ulicy.

Widok na dolinę z okna hotelu. Gdzieś tam w dole leży wioska, którą mamy odwiedzić.

Jesteśmy w dolinie. Wioska tuż... tuż...

W tych koszach gromadzi się zboże.

Chata mieszkalna.

Interesująca konstrukcja dachu.

Wita nas młode pokolenie.

Parzenie kawy w wykonaniu etiopskich kobiet (kawę parzą tylko kobiety) jest to ceremoniał, który musi być wykonywany w obecności gości: najpierw dla okazania szacunku na podłodze rozsypywane są zielone liście (chyba z drzewa kawowego), potem ziarna są płukane, a następnie praży się zielone ziarna na blasze do momentu zbrązowienia ziaren, po czym tłucze się je w moździerzu. Następnie każdy z gości musi powąchać świeżo zmieloną kawę, gdyż ma to magiczne działanie. Następnie do wody gotującej się w specjalnym naczyniu zwanym dżebena wsypuje się zmieloną kawę i po zaparzeniu rozlewa do filiżanek. Gotowanie wody oraz parzenie kawy powtarza się trzykrotnie, gdyż powinno się wypić trzy filiżanki kawy. Kawa ta ma taką moc, że istnieje poważna obawa przyśpieszonej akcji serca po takiej ceremonii.

Bardzo mi się podobało, jak na lotnisku zaobserwowałem taką sytuację: W wydzielonym miejscu siedziała kawiarka i serwowała kawę, a otaczali ją smakosze kawy i prowadzili ogólną rozmowę. Poszczególni smakosze się zmieniali, a rozmowała trwała dalej i to ona była głównym animatorem konwersacji.

Po degustacji kawy nastąpił pokaz orki sochą ciągnioną przez woły. Oczywiście podejrzewaliśmy, że jest to spektakl dla turystów, ale potem jadąc busem przez Etiopię widzieliśmy takie sytuacje jako życie codzienne.

Na wzgórzu w pewnym oddaleniu od Lalibeli stał nasz hotel o architekturze odpowiadającej otoczeniu. Poza ogrodzeniem był teren porośnięty trawą i krzakami. Gdy znalazłem się tam, aby zrobić zdjęcia przybiegł boy hotelowy i poprosił mnie, abym uważał, gdyż tam są węże. Sesję fotograficzną szybko zakończyłem.

Wnętrze hotelu. Hotel był na europejskim poziomie i aż trudno uwierzyć, że w odległości jednego kilometra od hotelu widzieliśmy kobiety niosące wodę w plastikowych pojemnikach na odległość podobno nawet dziesięciu kilometrów!

Gonder (albo Gondar) - miasto w północnej Etiopii, dawna stolica Cesarstwa Etiopii, a także stolica historycznej prowincji Begemder. Czwarte pod względem wielkości miasto kraju.

Miasto zostało założone w 1636 roku przez cesarza Fasiledesa (1632–1667), który przeniósł tu cesarską stolicę. Miasto pełniło funkcję stolicy przez ok. 250 lat kiedy to cesarz Teodor II przeniósł stolicę do Amba Mariam. Miasto rozkwitło za panowania Fasildesa – w 1667 roku mieszkało tu 60 tys. ludzi.

Ze względu na pozostałości pałaców cesarskich z XVII wieku – główny kompleksFasil Ghebbi został w 1979 roku wpisany na listę światowego dziedzictwaUNESCO – oraz kościołów, Gonder jest jednym z ważniejszych celów turystycznych w Etiopii (obok Lalibeli). Nie jest jasne, kim byli budowniczowie zamków, niemniej jednak widoczne są w nich wpływy portugalskie, indyjskie oraz arabskie. W 1941 roku, podczas II wojny światowej Brytyjczycy prowadzący w Etiopii wojnę z Włochami zrzucili bomby na niektóre budowle, ale cały kompleks przetrwał bez większych zniszczeń.

W Gonder działa seminarium duchowne, kształcące kapłanów kościoła etiopskiego.

(wg Wikipedii)

Brama do miasta.

Aż nie chce się wierzyć, że to nie jest Szkocja tylko Róg Afryki. Podobno w XVII wieku krążyły po Europie wieści, że w środku Afryki jest nowoczesne chrześcijańskie miasto, ale uznano to za bajkę. Tak, tak, wtedy nie było internetu i satelitów, a od Europy oddzielały Abisynię wysokie góry, sudańskie pustynie i muzułmański Egipt.

Wieczorem odwiedziliśmy miejscowy lokal, gdzie mieliśmy okazję zobaczyć jak bawią się miejscowi.

Z Gonder jedziemy busem do Bahir Dar. Po drodze mijamy obszary pustynne z pasącym się bydłem...

... aż docieramy do obszarów rolniczych, gdzie rośnie coś zielonego.

Jest to czat. Spotkałem się z różnym nazewnictwem, ale dla mnie jest miarodajne to, co usłyszałem na miejscu i książka Martyny Wojciechowskiej "Etiopia. Ale czat!"

"Chat to roślina o lekkich właściwościach narkotycznych. Żuje się jej świeże liście, bo tylko w takiej formie utrzymuje swoje działanie. Chat (czyt. czat) kiedyś był popularny wyłącznie wśród muzułmanów na wschodzie (w zastępstwie zabronionego alkoholu), dziś zawojował cały kraj. Popularny w tej części świata – w Jemenie (khat, ghat), Somalii, staje się coraz bardziej znany w całej Afryce. Tradycyjne żucie chatu to ceremonia społeczna. Mężczyźni siadają koło siebie, każdy z wiązką gałązek. Żują go tak przez kilka godzin. Liście obrywa się pojedynczo i powoli żuje, gromadząc w ustach pod policzkiem. Trzeba przy tym popijać wodę – tak jest w wersji tradycyjnej, w wersji współczesnej dobrze sprawdzają się napoje energetyzujące. Elementem obyczaju jest też w Etiopii pogryzanie orzeszków arachidowych. Efekt to poprawa nastroju, brak apetytu, nieodczuwanie zmęczenia. Chatem nie można się upoić tak jak innymi narkotykami czy choćby alkoholem, daje tylko lekkie oszołomienie. Za najlepszy chat uchodzi ten uprawiany w okolicach Hareru, skąd jest eksportowany do pobliskiej Somalii. Roślina wypiera z etiopskich pól kawę, której wahania cen przyprawiają plantatorów o zawrót głowy." (wg Wikipedii)

Definicja z Wikipedii jest precyzyjna, ale chyba nie sprawdzona. Jeden z moich kolegów kupił worek czatu i gorliwie żuł przez resztę podróży (około dwie godziny). Gdy pytaliśmy go o wrazenia, to stwierdził, że język mu zdrętwiał. Żadnych odlotów nie miał.

Gdy zatrzymaliśmy się przy plantacji czatu, wszyscy pracujący tam ludzie zaczęli biegnąć w naszym kierunku, a że mieli w rękach sierpy wyglądało to groźnie. Ale bez obaw. Oni po prostu zobaczyli białych i biegli po datki. Zrobiło się nieprzyjemnie, gdyż oni się tłoczyli wokół nas, a towarzyszący nam miejscowy "przewodnik" odpychał ich bardzo brutalnie. "Przewodnik" potem zalecił powrót do busa, tak więc dalsze zdjęcia robiłem z okna samochodu. Wielcy biali panowie dawali datki nie wychodząc z samochodu.

Wyraz oczu tych ludzi przejmował do głębi. Nie każdy może odwiedzać Etiopię bez refleksji nad kondycją ludzką.

Opinia na temat datków, napiwków, czy bakszyszu jest bardzo niejednoznaczna. Nasza pani pilot, która towarzyszyła nam od Polski mówiła, że powinniśmy dawać, gdyż dla nas to drobiazg, a dla nich sprawa przeżycia. (To prawda 1 Birr = 18 groszy. Płaca minimalna dla urzędnika to 300 Birrów, ale trzeba mieć tę pracę!) Towarzysząca nam jako przewodnik Polka mieszkająca w Etiopii i pracująca na uniwersytecie w Addis Abebie mówiła, że gdy dajemy to oduczamy ich od pracy, a uczymy żebraniny. Pewnie miała rację patrząc na problem w szerszej perspektywie, ale my byliśmy tu i teraz, więc nauczyliśmy się dawać (napiwki, datki, bakszysz).

Tys Ysat - wodospad Błękitnego Nilu.

Tys Ysat – wodospad na Nilu Błękitnym w północnej Etiopii, drugi co do wielkości wodospad w Afryce. Uchodzi za jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Etiopii. (Wikipedia)

Jezioro Tana.

Tys Ysat (po amharsku Dymiąca Woda) – drugi co do wielkości wodospad w Afryce.

Wody z jeziora Tana rozlewają się na równinie i tworzą wodospady wysokości 42 metry. Szerokość wodospadu dochodzi do 400 metrów. Dalej woda płynie na północ jako Nil Błękitny i łączy się z wodami Nilu Białego

Stojący na drzewie pastuszek gra nam na fujarce. Miejscowa melodia stwarza szczególny nastrój.

Hotel Kurifu Resort & Spa nad Jeziorem Tana.

Piękny wschód słońca nad Jeziorem Tana.

Etiopia jest tak inna od państw europejskich, że zaskakuje chyba każdego turystę. Myślę, że tak krótki pobyt jak mój, nie daje żadnego prawa do oceny i tylko można mówić o zaskoczeniach. Zaskakuje brak ogólnie pojętego porządku, takiego do jakiego jesteśmy (jednak) przyzwyczajeni, ale kto był w krajach arabskich nie będzie zbyt zdziwiony.

Mnie najbardzej zaskoczył brak powiązania ze światem w wielu dziedzinach. Najlepiej to ukazuje sposób liczenia czasu:

"Kalendarz etiopski używany jest w Etiopii oraz jako kalendarz liturgiczny w Erytrei przez prawosławny kościół erytrejski, tamtejszych wschodnich katolików i luterański Ewangelicki Kościół Etiopii Mekane Yesus.

Kalendarz etiopski bazuje na kalendarzu koptyjskim, który z kolei opiera się na kalendarzu egipskim.

Według kalendarza etiopskiego rok składa się z 12 miesięcy, liczących po 30 dni oraz jednego miesiąca grupującego pozostałe 5 dni (w roku przestępnym 6 dni).

Doba zaczyna się nie o północy, a ze wschodem słońca. Doba dzieli się na 24 godziny liczone dwa razy po 12 godzin dziennych i nocnych. Pierwsza godzina doby o godzinie 7:00 czasu wschodnioafrykańskiego (EAT). Godziny dzienne trwają do godziny 18:59 według EAT, a o 19:00 EAT zaczyna się pierwsza godzina nocna czasu etiopskiego. Podział na godziny nocne i dzienne nie nastręcza praktycznego problemu, ponieważ w Etiopii różnica czasu między najdłuższym, a najkrótszym dniem roku wynosi jedną godzinę ( w Polsce ok. osiem i pół godz.), czas zmroku i świtania jest niezwykle krótki, a wschód słońca następuje zawsze w pierwszej godzinie czasu etiopskiego.

Kalendarz etiopski stosuje również własną rachubę lat. Era liczy się od daty narodzenia Jezusa, wyliczonej przez Anonniosa z Aleksandrii na 9 r. n.e.

12 września 2007 r. w kalendarzu etiopskim rozpoczął się rok 2000.Na oznaczenie daty według systemu etiopskiego stosuje się skrót AM (od amharskiego Amätä Məhrät - "rok łaski, rok miłosierdzia") i tak np. oznaczenie 1999 AM oznacza gregoriańskie lata 2006/2007" .(wg Wikipedii)

Wydawałoby się, że takie osadzenie w przeszłości uniemożliwia kontakt z cywilizacją zachodnią na wyższym poziomie (np. komunikacja lotnicza), a jednocześnie czytam informację, że w Etiopii wykonuje się naprawy gwarancyjne Dreamlinerów!

Etiopię trzeba zobaczyć, a nie rozumieć!

 
 
 

Comments


© Copyright jotemka45@gmail.com

© 2023 by The Mountain Man. Proudly created with Wix.com

  • Black Facebook Icon
  • Black Twitter Icon
  • Black Pinterest Icon
  • Black Flickr Icon
  • Black Instagram Icon
bottom of page